poniedziałek, 28 listopada 2016

BELFER- ŻYCIOWY EFEKT DOMINA

TEKST ZAWIERA SPOJLERY
Od pierwszego odcinka (a nawet i wcześniej) o serialu Belfer było głośno, każdy, kto lubi dobre seriale chętnie się o tym serialu wypowiadał, praktycznie wszystkie serwisy zajmujące się kinie oraz telewizją musiały o tym serialu wrzucić notę informacyjną.                   Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ w Polsce to nadal rzadkość, aby powstał sensowny autorski (!) serial z precyzyjną intrygą kryminalną.
Mój tekst to nie recenzja, to spostrzeżenia, jakie zrodziły się w mojej głowie po tym serialu. Sam fakt, że chciało mi się po zakończeniu każdego odcinka pomyśleć o nim trochę dłużej, przeanalizować informacje w nim zawarte i zespolić z tym, co już miałam podane wcześniej, jest rzeczą niezwykłą. Dużo polskich seriali ma potencjał, ma ciekawy pomysł, ale zwykle wykonanie jest banalne, proste i powierzchowne. Twórcy boją się “zmuszać” widza do myślenia, do łączenia w logiczną całość “porozrzucanych” wskazówek. Tworząc polskie seriale zakłada się, że są one tworami do tzw. odmóżdżenia, czyli, że widz po całym ciężkim dniu wcale nie ma ochoty jeszcze na wysiłek umysłowy. I jest to ogromny błąd w założeniu ludzi piszących i produkujących seriale. Twórcy powinni obecnie już wiedzieć, że widza bawi i cieszy możliwość angażowania się w fabułę, że widz lubi być zwodzony i zaskakiwany. Jak to wspaniale jest nie chcieć odrywać wzroku od ekranu, aby czegoś nie stracić, czy nie przeoczyć. Jak to wspaniale, gdy trzeba być skupionym i czujnym. Jak to mówił Alfred Hitchcock “film jest zły wtedy, jeśli ktokolwiek z publiczności, chociaż na chwilę może odwrócić oczy od ekranu” a twórcy Belfra dali widzom konieczność skupienia, za co jestem im wdzięczna. Dziewięć tygodni zaciekawienia i zadumy nad intrygą. Dziewięć tygodni podziwiania na ekranie wspaniałych aktorów- znanych i nieznanych, młodych i dojrzałych.
Oczywiście bardzo szybko pojawili się też maruderzy, którzy narzekali na nudę w fabule, wskazywali błędy w produkcji, opisywali swoje zawiedzione nadzieje. Dla nich mam prostą radę- jeśli Belfer jest nudny i słaby niech biorą pióro do ręki i piszą coś lepszego, niech pokażą i udowodnią swoją pracą, że faktycznie można jeszcze podnieś poziom serialowych osiągnięć w Polsce. Łatwo jest krytykować. Choć z drugiej strony pomyśleć można, że od tego są krytycy, aby krytykowali, ale sama też jestem krytykiem filmowym, a jednak umiem dostrzec precyzję oraz nowatorskość w Belfrze. Tygodniowo oglądam ok. 15 różnych seriali oraz ogromną ilość filmów, a śmiało mogę powiedzieć, że Belfer był dla mnie ucztą, cotygodniową przyjemnością, na którą czekałam. Jasne, że można wskazać drobne błędy (tablice rejestracyjne aut w produkcji wskazujące na kompletnie inny obszar Polski niż ten, o którym ciągle wspominają bohaterowie) czy podważyć realność pewnych kwestii, ale to nadal nie dyskredytuje wartości tego serialu.
Zakończenie serialu jest idealne, ponieważ jest realistyczne. Żadnej przesady czy wydarzeń przekraczających możliwości współczesnego człowieka. Na końcu okazuje się, że tak naprawdę nie chodziło o odkrycie kto zabił Asię Walewską, ale raczej jak do tego doszło. Ta kwestia okazała się znacznie ciekawsza, choć oczywiście każdy widz chciał poznać konkretnego sprawcę. Jeśli ktoś jest zawiedziony zakończeniem, gdyż spodziewał się w dziesiątym odcinku całkowitego przewrócenia wydarzeń do góry nogami to jest naiwny. Zmyślność leży tak naprawdę w prostocie. Rozwiązanie mamy pod nosem, w każdym odcinku na nie patrzymy.
W moich przemyśleniach chciałabym się głównie skupić na bohaterach serialu i grających ich aktorach, ponieważ już pierwsze dwa odcinki sprawił, że poczułam się dzięki nim zaczarowana i to trwało aż do samego końca. Och jak ten serial jest pięknie zagrany! Ani grama sztuczność, młodzi, wspaniali, naturalni aktorzy. Fabuła schodzi na plan drugi, choć ten serial dowodzi, że jak się ma dobry mózg jako scenarzysta to z wielu znanych już elementów (Twin Peaks, The Killing, Top of the Lake) można ulepić coś, co już było wcześniej prezentowane, a jednak widz odnajduje tam swoistą oryginalność.
Maciej Stuhr grający główną rolę Pawła Zawadzkiego tylko ugruntował swoją pozycję, status aktorski i dowiódł, że ma nosa do dobrych seriali (serial Glina z jego udziałem należy do moich ulubionych seriali. Widziałam go kilka razy i do dziś nie mogę pogodzić się z faktem, że nie był on kontynuowany). Co prawda Paweł Zawadzki jest postacią raczej daleką od osoby przeciętnego polonisty, ale przecież my nie chcemy oglądać przeciętnych ludzi na ekranie, mamy ich pod dostatkiem dookoła.
Jednak trochę przyćmił Maciej Stuhra i jego bohatera Sebastian Fabijański z kreacją Adriana Kusia. Sebastian Fabijański ma dobry czas- może grać postacie trafione w swoje emploi. To podstawa, aby aktor synchronizował się ze swoim bohaterem, aby tak go sobie wymyślił, żeby na czas grania stać się nim. To daje widzom łatwość zaakceptowania go w całym wymiarze, ponieważ wtedy bohater nabiera realnego kształtu. Adrian Kuś tak naprawdę jest bohaterem stworzonym na istniejących już schematach, albowiem jest to chłopak z małego miasteczka, który ma trudną sytuację rodzinną, dlatego też postanawia coś z tym zrobić. Decyduje, że nie będzie żył tak jak jego matka, ale aby to osiągnąć musi wyjść przed szereg, musi pokazać siłę, której inni się boją pokazać. Musi być bezwzględny i nieugięty w dążeniu do celu, gdyż doskonale wie, że słabość kosztuje utratę autorytetu i przewodnictwa w grupie. Jednak aby nie było tak prosto musi być ktoś w życiu takiego małomiasteczkowego gangstera kto zmiękczy serce widowni w związku z jego brutalnym działaniem. W wypadku Adriana Kusia tym kimś jest jego mały brat Filipek, który jest tą istotą, dla dobra której Adrian Kuś uczyni wszystko. Tę informację o bracie otrzymujemy szybko i już wiemy, że super cwaniaczek z pierwszych scen ma “coś” co jest jego słabością. Wraz z biegiem fabuły okazuje się, że drugą słabością Adriana jest miłość do Julki. Początkowo widz sądzi, że Julka jest tylko jego kolejnym elementem przybliżającym go do lepszego życia. Ale jednak nie, okazuje się, że Adrian Julkę traktuje poważnie, że jest ona dla niego ważna, że bierze ją pod uwagę we wszystkich swoich planach na przyszłość i się z nią liczy.
Adrian Kuś na papierze, jako postać w scenariuszu mógłby się wydać, tak jak już pisałam, schematyczny i oklepany, ale to, że Kuś okazał się jednym z najbardziej lubionych oraz akceptowanych, mimo swoich czynów, bohaterem jest zasługą już samego aktora. To jak aktor ożywi z kart scenariusza swojego bohatera wpłynie na to, jak go będzie publiczność odbierać. Sebastian Fabijański miał dobry pomysł, dobrze wyważył Adriana, jego zachowanie, postępowanie i osobowość. Sebastian Fabijański musiał odnaleźć z tym bohaterem płaszczyznę “porozumienie”, albowiem jest w tej kreacji wdzięcznie naturalny. To jest właśnie rolą aktora, żeby z prostej postaci uczynić przyciągającą i skupiającą uwagę publiczność. Sam aktor ma w sobie coś, co daje mu pierwszeństwo w patrzeniu na niego, kiedy pojawia się na ekranie. Gdy w 8 odcinku (kluczowym dla tego bohatera) prowadzi rozmowę na ciemnym placu zabaw z Pawłem Zawadzkim to Adrian jest tym, który przejmuje kontrolę i uwagę. Adrian Kuś jest drugoplanową postacią, ale to nie ma żadnego znaczenia, bowiem czasem drugoplanowe, a nawet epizodyczne role zostają w pamięci widza dłużej niż główni bohaterowie, ponieważ wnoszą ze sobą albo świeżość, albo oryginalność, albo niepokój połączony z ekscytacją. Adrian Kuś jest nieprzewidywalny (choć niestety z bólem serca od połowy 8 odcinka łatwo przewidzieć kres jego historii), a przy tym fascynujący dla widza. On także w 8 odcinku, jako jedyny szczerze wskazuje Pawłowi Zawadzkiemu bezsens jego decyzji sprzed 17 lat. Kuś ma swoje priorytety i dla nich żyje oraz działa. Jest pewny swojego, ale co dziwne, niestety, wtedy kiedy nie trzeba zaczyna kierować się sercem i to go gubi.
U aktora liczy się całokształt w kreowanej postaci- jak mówi, jak chodzi, jak wygląda, jakich gestów używa. W kreowaniu takiego bohatera jak Kuś znaczenie ma każdy szczegół i dlatego ważne są detale, z jakich konstruował tego bohatera Sebastian Fabijański. Gesty (palenie, okulary, spojrzenia pod “zawadiackim” kontem), świetnie zaobserwowane i wygrane są przez aktora przynależne do takich typków “przyruchy”(niby dla aktorów przyruchy są nie wskazane, ale jednak czasem przy budowaniu postaci okazują się idealnym rozwiązaniem), rzecz jasna styl ubrania też się liczy (choć szkoda, że cały czas postać jest tak samo ubrana aż do 8 odcinka oraz ma CIĄGLE napchane kieszenie w spodniach jakimiś przedmiotami- powoduje to dysproporcję sylwetki) i oczywiście muszą być tatuaże (choć tatuaż z ramienia słabo się wpisuje w obecne trendy. On nie współgra z tym na dłoni i na przedramieniu- ale to taki mało znaczący detal, raczej niezauważalny dla przeciętnego widza).
Doskonale z postacią Adrian połączeni są Kijana (Kamil Mróz) i Szrek (Wojciech Czerwiński), niby są jego wspólnikami, ale to Adrian jest ich niepisanym szefem. Co ciekawe te postaci nie są bezwolnymi marionetkami w rękach Adriana, nie są tylko mięśniakami ślepo wykonującymi jego polecenia. Oni też potrafią sam coś zorganizować, wydawać polecenia, jak również odcinać się słownie Adrianowi. Sprawiają wrażenie jakby wierzyli, że są na równorzędnej pozycji względem Kusia, choć nie przewidują biegu wydarzeń tak dobrze jak Adrian.
Jeśli chodzi o postać Adriana to odrobinę twórcy przesadzili z fikcyjną strzelaniną, jak również z ucieczką z więzienia (to podobny stopień absurdu jak “bezszkodowa”, spontaniczna wyprawa Pawła Zawadzkiego do Kaliningradu).
Natomiast przejmująca jest ostatnia scena z udziałem żywego Adriana, która automatycznie przekierowuje uwagę z Adriana na Jaśka. Do sceny morderstwa Jasiek był tylko kimś, kto próbuje wkupić się w łaski Kusia i jego ekipy lub kimś, kto chce “znaleźć coś” na Kusia, jakoś mu udowodnić, że go nie docenił, że umie być bardziej stanowczy niż Kuś. Gdy Adrian pyta go “zabiłeś kiedyś kogoś” Jasiek bez słowa i praktycznie bez wahania oddaje czysty strzał w środek czoła. Tu następuje zmiana myślenia o Jaśku, to on okazuje się jednak bardziej nieobliczalny i nieprzewidywalny niż Kuś. Jasiek może być też bardziej niebezpieczny, ponieważ nie ma nic pozytywnego w swoim działaniu, poza chęcią zdobycia pozycji i przebiciem ojca w szybkości zarobienia dużych pieniędzy. Mateusz Więcławek po raz kolejny pokazał, że aktorstwo jest jego darem, talentem i że czeka go ciekawa droga w tym zawodzie. Bardzo dobrze się na niego patrzy, w jego grze nie ma fałszu. Jasiek w jego wykonaniu jest najmocniejszą postacią z licealistów. Jego relacje z siostrą bliźniaczką są wręcz absurdalne. A może tak naprawdę jest biednym “małym” chłopcem, który za wszelką cenę pragnie aprobaty ojca, który na swojego wspólnika wybiera starszego syna, a Jasiek jest na marginesie? Jasiek jest bezczelny i okrutny, nie ma litości nawet dla siostry.
Tymczasem Julka jest postacią niepozorną, z odcinka na odcinek poznajemy ją bardziej i do 8 odcinka jesteśmy przekonani, że jedynym jej celem jest być z Adrianem, że nic i nikt ją nie interesuje, ponieważ kwestia miłości determinuje jej działania. Aleksandra Grabowska, która zagrała Julkę nie ma jeszcze chwilami w sobie lekkości kreowania postaci, często brak jest naturalności, jest wiele scen, w których nie wtapia się, widać jak gra (zwłaszcza w scenach dramatycznych) i że nie jest to dla niej jeszcze naturalne zachowanie. Nie mniej jednak trzeba dziewczynie dać szansę- każdy jakoś zacząć musi, a jak na debiut dobrze się spisała. Jej plusem jest to, że za partnera dostała Sebastiana Fabijańskiego, relacja pomiędzy Kusiem, a Julką pomogła zatuszować drobne braki aktorskie.
Zdecydowanie na podziw i uznanie zasługuje Grzegorz Damięciki i jego Grzegorz Molenda. Molenda jest postacią doskonałą, wielowarstwową. Aktor skonstruował tą postać w taki sposób, że jest ona kameleonem- dopasowuje się do towarzystwa i otoczenia, w którym się znajduje. Choć cały czas czuć, że trzeba zachować przy nim roztropność, że pod maską spokoju i opanowania kryje się bezwzględny gangster. Ładny garnitur, nienaganna fryzura, dobrze dobrane słowa, to tylko przykrywka. Molenda ma manię kontrolowania. Musi być wszystko tak jak on zaplanował, ludzie mają robić to, co on chce, bo inaczej nie waha się być bezlitosny (nawet względem swojej córki). Jedną jego słabością okazuje się zamordowana Joanna Walewska- co ona w sobie takiego miała, że nawet ktoś taki jak Molenda mógłby porzucić swoje plany i swoje decyzje?                                                                                               Aktor dobrze wymyślił sobie motyw z żuciem gumy przez Molendę, bowiem dodaje to tej postaci luzy i nonszalancji. Przeżucie gumy to też możliwość zastosowania na kilka sekund pauzy nim padną dalsze słowa z jego ust. Świetny atrybut tej postaci.
Trochę dziwnie dobrano mu syna z pierwszego małżeństwa, ponieważ Sebastian (Cezary Łukaszewicz) jednak nie wygląda na syna Grzegorza- różnica wieku (nie tylko realna) wydaje się niewiarygodna do takiej relacji, jaka został im stworzona w Belfrze.
Grzegorz Damięcki zostanie w moje głowie na długo i cieszy mnie to, bo postać Moledny to dobrze stworzony bohater, choć nie jemu się kibicuje.                                                                                                                   To on jest też tą postacią, która w całej intrydze traci najwięcej i okazuje się, że gdyby nie był tak zaborczy wszystko wyglądałby inaczej.
Świetna jest też rola Pawła Królikowskiego- tego aktora cenię od serialu Pitbull (w nim odrodził od nowa). Aktor ten zwykle jest w swoich rolach rzetelny i prawdziwy, doskonale umie oprzeć swoją rolę na dialogu, a w Belfrze dialogi napisane są z sensem, precyzją i wyczuciem. Paweł Królikowski świetnie to wykorzystuje.
Łukasz Simlat jak zawsze idealnie odnalazł sposób na swojego bohatera, na sportretowanie pana od WF-u. Właśnie takie jest schematycznie myślenie o panu od WF-u (zwłaszcza jak uczy dojrzewające dziewczyn) – dwuznaczne żarty i docinki, niestosowne spojrzenia. Prawie do samego końca towarzysz mu aura napalonego zboczeńca, ale ona też okazuje się maską. To jest świetnie w Belfrze, że większość bohaterów jest niejednoznaczna, że następują chwile, kiedy muszą zdjąć maskę, aby pokazać siebie, aby się ratować. Łukasz Simlat to czołówka polskiego aktorstwa, on nawet grając w mało ambitnej Brzyduli umiał stworzyć bohatera do zapamiętania. Cenię go za wiele kreacji, choć tą, za którą go pokochałam jako aktora to kameralna postać Jacek z filmu Magdaleny Piekorz Zbliżenia (niby film o kobietach, a jednak to bohater Łukasza Simlata oddziałuje najbardziej).
Nie można pominąć w zachwycie nad postaciami i aktorami Krzysztofa Pieczyńskiego. Przez ostatni czas Pieczyński widzom może się raczej kojarzyć jako człowiek, który pnie do tego, aby Polska była krajem laickim, z człowiekiem który miesza się w politykę i kościół. Aktorstwo zeszło na plan dalszy, a szkoda, ponieważ Krzysztof Pieczyński to wielce utalentowany, powiedziałabym wybitny aktor. Rola Lesława jest udowodnienie mojego twierdzenia. Zabawne jest też to w związku z Krzysztofem Pieczyńskim, że równocześnie z Belfrem nadawany w telewizji jest inny serial, w którym ten aktor gra jedną z głównych ról. Jest to serial Komisja Morderstw (ku mojemu zaskoczeniu nadawana w TVP1). Rola Pieczyńskiego w tym drugim serialu jest nijaka, jego bohater z Komisji Morderstw jest podstarzałym playboyem, który nie może poradzić sobie z przeszłością. Ta postać byłaby do zagrania w mocny i wyrazisty sposób, ale sam serial poza dobrym pomysłem jest wykonany banalnie i powierzchownie, a tym samym aktorzy nie otrzymali szans, aby odpowiednio skonstruować swoich bohaterów. W związku z tym cieszę się, że Krzysztof Pieczyński mógł ponownie pokazać swój warsztat i umiejętności tworząc Lesława – redaktora-alkoholika z zapyziałej gazetki. Mam wrażenie, że nie wszystko o nim się dowiedzieliśmy, że widz nie uzyskał pełnej wiedzy o tym bohaterze z tragiczną przeszłością. Samobójcza śmierć Lesława jest najbardziej przykrym elementem 9 odcinka i nawet powolne ujawnianie mordercy Walewskiej nie przejmuje tak jak starta tego bohatera. Tak samo, jak druzgocze śmierć Kusia, tak i Lesława- dwie kompletnie niepotrzebne śmierci. Krzysztof Pieczyński znakomici gra mimiką i ciałem- jego bohater jest bardzo fizyczny.
Józef Pawłowski, Paulina Szostak, Malwina Buss, czy Jakub Zając dołączają do grona postaci oraz aktorów, którzy dają dowód na to, że w Polsce brak tematyki związanej z młodzieżą, ich problemami, sprawami, dylematami. Filmy Sala Samobójców, Obietnica czy Baby Bluse, a teraz Belfer jednoznacznie pokazują, że tego typu tematy są pożądane i byłoby na nie zainteresowanie.
Paulina Szostak, czyli nasza Lady Makbet można ją po ostatnim odcinku określić mianem bohaterki idealnej. Może to, że aktorzy mieli tekst wydzielany kawałkami, a może jej naturalny dar sprawił, że jest ona idealna do zaprezentowanej intrygi. Dopiero 10 odcinek odkrywa kim jest naprawdę, a co gorsza, patrząc na nią możemy widzieć wielu ludzi z naszego otoczenia. Tak jak postępuje Ewelina, postękuje wielu ludzi, w taki sposób jak ona wiele osób toruje sobie obecnie drogę do osiągnięcia własnych celów i nie wiedzą w tym nic złego.
Belfer uświadamia prawdę dzisiejszych czasów, dlatego można go uznać za doskonały serial na teraz i tu.
Na koniec zostawiłam Patryka Pniewskiego, ponieważ nie wiem kto, czy może on sam, zrobił wokół siebie aurę gwiazdora. Chłopak dopiero zaczyna swoją przygodę, głównie z telewizją, a już upaja się sam sobą – szkoda, gdyż często bywa tak, że zbyt głośna prywatność przenika do sfery zawodowej i działa na jej niekorzyść. W Belfrze chłopak jest umiarkowany w swojej kreacji, dlatego dobrze byłoby, aby sodówkę zostawił sobie na czasy, gdy coś osiągnie. Bycie popularnym nie jest udowodnieniem posiadania talentu.
W całości niknie zarówno Magdalena Cielecka (niepotrzebny wątek romansu z Pawłem), Piotr Głowacki (pierwsze odcinki świetnie, a potem znika), Robert Gonera czy Aleksandra Popławska. Postać Katarzyny granej przez Magdalenę Cielecką jest niekonsekwentna, zwłaszcza w swojej postawie wobec męża. Raz się boi, raz bez wahania stawia mu czoła, taka huśtawka bez większego znaczenia.
Najsłabszym elementem Belfra jest pojawianie się wątku CBŚ i postać Radosława Kędzierskiego. Ta postać jest słaba, przecież przeciętny widz zadałby więcej wnikliwych pytań niż on, zwykły widz domyśliłby się więcej niż on. Kompletnie absurdalne jest jego zachowanie, gdy spotyka się z Pawłem w kawiarni, jak nauczyciel już mu wskazał miejsce zbrodni. Inspektor CBŚ, a zachowuje się często jak nowicjusz.
Trochę twórcy przegapili kwestę kostiumów- bohaterowie nieustanie są tak samo ubrani.
Również podtytuł serialu był niepotrzebny- “śmierć nie czeka na przerwę”- jak z taniego horroru klasy D 🙂
Oczywiście nie byłoby całego sukcesu bez scenarzystów, którzy swoją wcześniejszą pracą i w teatrze i warstwie literackiej dali się poznać, wzbudzili zainteresowanie i ciekawość.
Natomiast reżyser Łukasz Palkowski już miał okazję pokazać, że historie poprowadzone przez niego potrafią skupiać uwagę. Łukasza Palkowskiego osobiście poznałam przy jego wybornym debiucie fabularnym w 2007 roku (Rezerwat). Był wtedy młodym, wesołym i spontanicznym człowiekiem, którego debiutancki sukces mógł się wydawać tylko szczęściem nowicjusza. Jednak dostał szansę na udowodnienie, że czuje warstwę filmową idealnie. Otrzymał szansę realizacji innych projektów w telewizji i w kinie, co pozwolił mu się świetnie rozwinąć, a widzowie dzięki temu mogą oglądać coraz lepsze produkcje. Oby to trwało.
Godna podziwu jest strategia marketingowa, jaką zaplanował Canal +  w związku z tym serialem. To jak podsycali atmosferę i zainteresowanie widzów na długo przed emisją jest godne naśladowania przez innych producentów. Wczoraj przed finałem sezonu facebook aż huczał, prawie każdy, kto oglądał ten serial zadawał na swoje tablicy to samo pytanie, czyli “kto zabił Asię Walewską”. Napięcie i wyczekiwanie, które również ogarnęło gwiazdy takie jak np. Robert Lewandowski, było czymś, co się nie często zdarza w polskiej telewizji. Śmierć Asi Walewskiej była na ustach widzów przez 9 tygodni (a nawet i dłużej). Doskonała strategia, poparta świetną produkcją.
Nie bardzo rozumiem tylko, po co podstawienie sezon drugi serialu. Nie lepiej napisać coś nowego? Równie dobrego? Na próbie “jechania” na rewelacyjnej opinii pierwszego sezonu przewieźli się np. twórcy amerykańskiego serialu True detective.
Canal + daje szanse i wierzy w myślącego widza. Tak jak serialem Krew z Krwi pokazali, że można mocno oraz konkretnie potrząsnąć widzem, tak i teraz Belfrem to powtórzyli.

czwartek, 17 listopada 2016

Podobno Cukier szkodzi zdrowiu…

a po seansie PITBULL.NIEBEZPIECZNIE KOBIETY mogę śmiało powiedzieć: oj nieprawda oj nieprawda- im więcej, tym lepiej :)          
image
Osobiście uwielbiam kryminalne filmy Patryka Vegi i jego sposób opowiadania tych policyjnych historii. Oczywiście pierwszy PITBULL (zwłaszcza w wersji serialowej) jest tym, co mogłabym oglądać wiele razy i zawsze odkrywam coś nowego. Nowe filmy (NOWE PORZĄDKI i NIEBEZPIECZNE KOBIETY) mają w sobie sporo przerysowania, ale w wypadku filmów Patryka Vegi mi to nie przeszkadza. Tu jest swoisty, charakterystyczny rys, taka konwencja, że albo udaje się, że się w nią wierzy i ma się wyborną zabawę, albo traktuje się to jako bzdurę i wytyka się błąd za błędem. Ja wolę oglądać takiego PITBULLA w polskim wykonaniu niż 95% romantycznych polskich komedii.     
W filmach/serialach zawsze najważniejszym kreatorem fabuły jest dla mnie aktor i jego wkład w obraz, dlatego też i w tym zakresie PITBULL stanowi źródło mojego wewnętrznego zachwytu. Patryk Vega daje aktorom szansę na coś, co w Polsce jest rzadkie, czyli kompletną metamorfozę. Dzięki PITBULLOWI pokochałam jako aktora Marcina Dorocińskiego, odkryłam Piotra Starmowskiego (choć Piotr Stramowski nie korzysta ze swojej szansy tak fenomenalnie, jak Marcin Dorociński, raczej idzie w stronę przypuszczeń, że PITBULL to jego thats all). PITBULL udowodnił po raz kolejny, że Maja Ostaszewska to prawdziwy aktorski kameleon i umie zagrać wszystko. Osobny rozdział wypadałoby poświecić na opis ról takich aktorów jak Andrzej Grabowski, Krzysztof Czeczot, Krzysztof Stroiński, Bogusław Linda czy stworzona dla tego filmu/serialu Weronika Rosati. Filmy Patryka Vegi są filmami aktorskimi- on jest jak Tarantino nawet z nogi stołowej wydobywa potencjał.    
image
PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY, mimo że ma być o kobietach, to jednak ponownie mocno uwypuklił kolejnego męskiego bohatera i dał widzom “świeżego” aktora, który jeśli będzie mądry (a obecnie wykazuje więcej rozwagi i roztropności niż błędnych zawodowo decyzji) może być szybko kimś takim jak wspomniany Marcin Dorociński, czyli aktorem którego dorobek jest ambitnie urozmaicony. Mowa oczywiście o Sebastianie Fabijańskim- pod względem aktorskim i stworzonego sobie publicznego wizerunku jestem nim zaciekawiona- jak na młodego,  już rozpoznawalnego aktora jest inteligentny, elokwentny, w wypowiedziach prezentuje bogate słownictwo i jeszcze nie bełkocze (wielu młodych aktorów nie wie chyba czym jest dykcja, co jest zaskakujące w kontekście tego, że większość z nich kończyło akademie teatralne). Dzięki takim aktorom i ich wbijających w fotel rolach mogę bez końca podziewać aktorstwo jako zawód, ponieważ gdy wydaje mi się, że już nikt mnie nie zaskoczy, nie zadziwi i nie wprawi w osłupienie swoją ekranową pracą, to otrzymuję taką perełkę, jaką stworzył Sebastian Fabijański w PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY.    
Sebastiana Fabijańskiego kojarzyłam już od serialu TANCERZE (taka polska wersja FAME), ale dopiero rola w świetnym JEZIORAKU sprawiła, że z chęcią zaczęłam czekać na jego kolejne ciekawe role (pomijam wpadkę w koszmarnym serialu STRAŻACY- ten serial dla dobra wielu aktorów powinni zostać zniszczony co do ostatniej kopii). JEZIORAK jest niezwykłym tworem w kinie polskim- niby czuć inspirację braćmi Coen, a jednak jest bardzo mocno osadzony w polskim kolorycie. Bohaterowie JEZIORAKA gdzieś już byli widziani przez widza, a jednak w noszą coś nowego (to zasługa oczywiście aktorów). Kto nie oglądał, a lubi kino polskie to jest to film wręcz konieczny do nadrobienia- wielokrotnie z lubością do niego wracałam. Natomiast film PANIE DULSKIE mimo umiarkowanych recenzji, mi osobiście dobrze się go oglądało, dzięki czemu ponownie przyglądałam się Sebastianowi Fabijańskiemu, kolejnemu wcieleniu, odkrywając w jego grze nutę zadziorności i łobuzerii, co często bywa też połączone z ekranową charyzmą. Charyzma u aktora to, poza talentem, druga istotna kwestia- dzięki charyzmie można zawładnąć wyobraźnią publiczności. 
image
Jednakże to rok 2016 Sebastian Fabijański będzie mógł zaliczyć do kluczowego w swojej karierze, ponieważ dał mu szansę na wszechstronność zawodową w takich produkcjach jak: #WSZYSTKO GRA- musical (fabularnie miałki oraz naiwny, ale muzycznie wyborny), doskonałym serialu BELFER (postać Adriana napisana na banalnym szablonie dzięki aktorowi, jego nienamacalnym elektryzującym cechom pochłania widza- nie można nie czuć do niego sympatii i nie kibicować mu) oraz PITBULL, w którym stworzył smakowitą rolę czarnego charakteru -można by w tym wypadku zapytać- uwielbiacie Jokera? to będziecie uwielbiać Remika vel. Cukier. 
Zawsze w kinie bardziej ceniłam czarne charaktery niż pozytywne postaci, gdyż 
 a) są ciekawsze i fascynujące 
 b) trudniejsze zwykle do zagrania dla aktora 
 c) dla mnie osobiście chyba stanowią ujście tkwiącego we mnie mroku. Wszelkiego rodzaju filmowi psychopaci, czy socjopaci są źródłem obserwacji. Są takie typy osobowości, które pociągają- niezależnie od płci. Wielokrotnie jest tak, że patrzę na jakąś postać i myślę, że coś jest w niej intrygującego, że mam w sobie to coś, co mi się podoba i przyciąga mnie do niej- taki trudny do definiowania magnetyzm. I tak też jest z takimi typami, jak Sebastian Fabijański gra BELFRZE i w PITBULLU. Ci bohaterowie są uosobieniem skrywanych pragnień i kobiet i mężczyzn- mężczyzn w innym względzie niż kobiet, ale zapewne większość, która ogląda serial czy film fascynuje się tymi postaciami. Do tego, aby taka postać osiągnęła sukces (w sensie, aby publiczność ją uczyniła swoim priorytetem) liczy się dobrze dobrany aktor, wtedy zwłaszcza czarny charakter nabiera w oczach widzów czegoś frapującego. 
Zagrać taką rolę jak Sebastian Fabijański w PITBULLU chyba chciałby każdy aktor (co prawda czytałam w różnych recenzjach, że były i takie osoby, które w jego grze widziały sztuczność, przerysowanie, czy manieryzm). Przyglądając się tej postaci dobrze jest posłuchać/poczytać wywiadów z aktorem o tym, jak się przygotowywał do roli i jak budował swoją postać, to pomaga w pełnym odbierze tej kreacji. Bez odpowiedniej wiedzy (czy to medycznej, czy zaczerpniętej od aktora) “Cukier”może wydać się bohaterem wydumanym, takim zblazowanym i zaspanym psychopatą. Kluczem do odpowiedniego odebrania tego bohatera jest wiedza o chorobie, jaką ma Remik. Jednak ta wiedza nie jest oczywista, dla przeciętnego widza nie jest czymś dobrze znanym, dlatego jeśli nie rozumie się konstrukcji tej postaci warto sięgnąć po dopełniające informację (zdaję sobie z tego sprawę, że jest to moją mrzonka, że może 5 % widzów zrobiło to po seansie i to tylko wtedy, jeśli bohater ich zaintrygował).      
image
Kreując czarny charakter łatwo go zepsuć, uczynić go tandetnym i śmiesznym, więc aktor musi umieć wyważyć jakie cechy, sposób bycia, czy wyglądu uczynić atutem, a co dopełnieniem. To nieustanne balansowanie na granicy, która jest bardzo cienka i delikatna. Większość psychopatów czy socjopatów w kinie/w TV ciekawi, dlatego, że aktorzy, którzy ich grali “weszli w nich” w pełni. Kto nie podziwia Heatha Ledgera jako Jokera, Jareda Leto jak Jokera, Benedicta Cumberbatcha jako Sherlocka, Anthony Hopkinsa jako Hannibala Lectera, Christiana Bale jako Patricka Batemana, czy Kevina Spacey jako Johna Doe? Tak samo jest z Sebastianem Fabijańskim w PITBULLU. “Cukier” to postać oszałamiająca- trudne są do przewidzenia jego działania, jest nieobliczalny, logiczny tylko dla siebie. Nie chciałoby się z nim mieć na co dzień kontaktu, ale jako “bezpieczna” dla widza postać ekranowa jest poezją i esencją tego dynamicznego filmu. Czy komuś się to podoba, czy nie PITBULL.NIEBEZPIECZNIE KOBIETY to film Sebastiana Fabijańskiego. “Cukier” to trudna, wyczerpująca rola, a tak konsekwentnie zagrana przez aktora, że aż do bólu. Ekscytujący, eteryczny oraz enigmatyczny bohater, trudny do odgadnięcia i rozszyfrowania. 
image
Patrząc z kobiecego punktu widzenia- choć przez chwilę- trzeba przyznać, że Sebastian Fabijański jako mężczyzna jest atrakcyjny (jak każdy porządny mężczyzna z wiekiem staje się charakterny wizualnie:)), a to pomaga w kreowaniu czarnego charakteru. Przystojny bad guy uruchamia podświadome marzenie każdej kobiety, aby choć raz w życiu spotkać kogoś takiego na swojej drodze. W PITBULLU aktor miał tę trudność, że jego wygląd zdominowała letargiczność, czy też ospałość wypisana na twarzy wynikająca z choroby postaci. To jak się porusza, jak chodzi, jak układa ręce, jaką ma fryzurę czy strój zdecydowanie zmienia sposób patrzenia na niego. Adrian z BELFRA jest w 100% atrakcyjny pod każdym względem (cwaniak, kozak, ale walczy o swoje i mam dwie poruszające “wady”, które czynią go “ludzkim”, czyli miłość do brata i Julki. Jest typem bad boysa, który gdzieś głęboko w sobie mam swój cel w byciu takim bezwzględnym). Natomiast w PITBULLU jest inaczej. Są chwile, kiedy się ma ochotę postać graną przez Sebastiana Fabijańskiego przytulić i mu współczuć, ale są i takie gdzie strach przejmuje pełną kontrolę nad widzem, ponieważ “Cukier“szaleje, ale w wyciszony sposób. Taki rodzaj szaleństwa przeraża bardziej niż gwałtowny wybuch. Spokój połączony z socjopatycznym umysłem pozostawia napięcie. Mętny wzrok, “dziwne” słowa jakby oderwane od rzeczywistych sytuacji. Jakby “Cukier” był schizofrenikiem. Zmienność, niepewność, a przy tym tylko jedno prawdzie uczuciu do Drabiny i dziecka. Niby jest nieobliczalny, skłonny do wszystkiego, ale ma właśnie tę “wadę” co Adrian w BELFRZE, kogoś kocha i to sprawia, że nie może być bohaterem nie do złamania (tu Joker wygrywa, bowiem nie ma nikogo i nic, na czym by mu zależało). 
Wspaniale wygrana jest scena, w której “Cukier” sporządza “listę śmierci” i nagle musi zaaplikować sobie insulinę, tej czynności towarzyszy w kontekście całej fabuły dwuznaczne odliczanie. Wtedy też rusza jego plan. 
Trochę nie rozumiem (a wynika to zapewne z braku ekranowego czasu), po co widzowi jest pokazywane to, że “Cukier” jest też strażakiem. Ma to na celu zaprezentować dwoistość tej postaci? uświadomić widzowi jak niebezpieczny i nieprzewidywalny ten bohater może być? Z jednej strony bierze maltretowanego pieska do siebie do domu, aby się nim opiekować, a z drugiej widz już wie, że umie zabijać bez wahania oraz być okrutnym. Często bywa tak, że u socjopatów empatia lokuje się w innych punktach niż u normalnego człowieka. Często jest to w kinie/TV portretowane- największy psychopata miękkie w zetknięciu z małym, bezbronnym zwierzątkiem. 
Relacja “Cukra” z Zuzą jest bardziej niż pokręcona, nie wiem, czy po jednym seansie filmu widz jest w stanie realnie ocenić, czy “Cukier” faktycznie miał jakieś pozytywne uczucia do Zuzy, czy była tylko chwilowym zapomnieniem. Sekwencja, w której otrzymuje telefon, że Drabina z Alanem wychodzą z więzienia i za chwile będą u niego w domu jest dokładnym odzwierciedleniem umysłu Remika. Zaskoczenie, zadziwienie, niezrozumienie, które towarzyszy Zuzie w tej scenie jest też uczuciem, które towarzyszy widzowi- od tego momentu tak już zostaje, jeśli chodzi o tą dwójkę. 
“Cukier” jest ponadprzeciętnie inteligentny (i to nie to, że czyta Schopenhauera i kieruje się jego filozofią to sprawia)- cały plan wzbogacenia się, który ułożył, jak go przeprowadził, jak zjednał sobie ludzi daje mu dodatkową sympatię widza. Zabawne jest to jak się patrzy na jego “zebranie” z pracownikami, ponieważ w tej scenie zawarta jest życia prawda, czyli jeśli chcesz mieć lojalnych pracowników musisz im dać poczucie bezpieczeństwa i niezależności finansowej. Jeśli ty jako szef zarabiasz kokosy to musisz pokazać pracownikom, że i oni mają szansę się przy tobie wzbogacić. Wtedy pójdą za takim szefem nawet do piekła.      
              Obawiam się co dalej Sebastian Fabijański zawodowo pocznie ze sobą po tej roli- może okazać się, że na jakiś czas przed nim nie ma już nic, ściana. Kto dalej w filmie polskim mu da wyzwanie? Kto napisze dla niego rozwalającą rolę jaką niewątpliwie jest “Cukier”? Patryk Vega zrobił mu przysługę, gdyż pozwolił pokazać tkwiący w nim od dawna potencjał, ale mógł równocześnie też zrobić tzw. kuku :(         
Karolina Korwin Piotrowska napisała w swojej recenzji “…Od czasów Franza Maurera i Despera nie było w polskim kinie akcji tak wyrazistej roli…” można to uznać za komplement oraz wyróżnienie, ale jednak jest różnica czy Sebastian Fabijański “stanie się” Maurerem czy Despero, albowiem fakt jest taki, że Maurer stał się nieśmiertelnym bohaterem w polskim kinie, ale warstwie aktorskiej na lata uśmiercił Bogusława Linę, odebrał mu to, co wypracował Linda do czasu pracy z Pasikowskim. Despero jest znacznie lepszym kierunkiem, ponieważ wybijającym w górę. “Cukier” to duża szansa, duża kreacja, która uświadomi istnienie Sebastiana Fabijańskiego jeszcze tym, którzy go nie poznali i oby był to początek wielkiego wybuchu. Brak w Polsce młodych aktorów na miarę Janusza Gajosa, Marka Kondrata czy Piotra Fronczewskiego. Aktorów, których twarze nie “walają się” po wszystkich programach rozrywkowych, czy na licznych imprezach promujących każdy istniejący produkt. Brak aktorów, którzy mają szacunek do swojej pracy, twarzy, ciała i warsztatu. Cholerna współczesność papek mózgowych w TV sprawia, że w wielu wypadkach aktorzy “zmuszeni” są do mizernych kompromisów, których zwykle cofnąć się nie da.    
Mam wiarę w Sebastiana Fabijańskiego i jego zdolności aktorskie, ale niestety nie jestem pewna jego dalszej drogi zawodowej. Wielu było w polskim kinie, których podziwiałam za to, jak udało im się zagrać jedną z pierwszych powierzonych im ról (Borys Szyc- SYMETRIA, Paweł Małaszyński- OFICER, Antek Pawlicki- Z ODZYSKU, Wojtek Zieliński, Piotr Głowacki), a nagle ambicje zawodowe zlały się z opłacalnym finansowo byciem celebrytą i coś, co można było przekuć w złoto na ekranie przekuli w żyłę złota płynącą z byle jakich propozycji serialowych. Ich twarz stała się tak przeciętna, tak nudna, tak zwykła, że ludzie szybko zapomnieli lub nie odkryli realnego potencjału. Doskonale wiem, że aktorstwo jest zawodem, czymś, na czym każdy chce też zarobić, ale wielu młodych aktorów zachowuje się tak, jakby musiało wykorzystać wszystko, co im dał początkowy sukces już od razu, jakby bycie wybiórczym miało sprawić, że wrócą do punktu zero. Po pierwszym sukcesie zaczynają odcinać kupony popularność stając się tylko “gadającymi głowami” opowiadającymi w telewizji śniadaniowej, jakie diety stosują lub w jakich porach dnia najchętniej sprzątają. Dlaczego tacy aktorzy czy aktorki jak Maja Ostawszewska, Marcin Dorociński, Andrzej Chyra, King Preis, czy Maciek Stuhr umieją być cierpliwi? Cierpliwość i ambicja to coś, co powinien aktor brać pod uwagę, bowiem jak się “spali” na wstępie to do końca pozostanie przysłowiowym Hansem Klosem. Z wysokiego konia upadek boli znacznie bardziej, więc jak “zaczyna się” od wykopu to trzeba udowodnić, że nie był to jedyne osiągniecie, łut szczęścia, który może zdarzyć się każdemu, nawet zwykłemu przeciętniakowi (tak sytuacja wygląda np. z Jamie Dornanem, który jeden jedyny raz, jak do tej pory, zagrał wybornie w serialu The Fall, a potem pusta szarzyzna, która i tak go wywindowała na piedestał). 
Tego, czego jeszcze brakuje w Polsce to wykształconych, rzetelnych tzw. celebrity publicist. Ludzi, który będą umieli kierować rozkwitem kariery aktora, a potem karierą pod względem zawodowym. Ludzi, których będzie interesować autentycznie dobro aktora, kogoś, kto zadba o jego trafność wyborów, będzie umiał iść za ciosem i potencjałem aktora, a nie tylko za zapachem pieniędzy. Aktorzy sami umieją oceniać projekty, które otrzymują, ale gdy pojawia się nadmiar propozycji łatwo następuje coś w stylu szumu komunikacyjnego. Oczywiście Polska to nie Ameryka i nawet dobry czy wypromowany aktor nie otrzymuje stu propozycji w ciągu roku, ale gdy następuje nasilenie ofert ktoś racjonalny powinien stać przy młodym aktorze i podpowiadać co może spowodować upadku, a co jest warte uwagi. Nie wierzę w to, że ktokolwiek z branży filmowej uważa, że serial np. NA NOŻE jest dobry, ciekawy czy innowacyjny, a jednak “ktoś” Piotra Stramowskiego, Piotra Głowackiego czy Wojciech Zielińskiego w to wkręcił.
Może jestem naiwna, mimo swojego wieku, ale przemawia przez ze mnie nieustanna miłość do kina i ciągle wierzę, że aktorstwo to zawód dla wybranych, dla najzdolniejszych, a gdy wie się, że się ma talent nie można czuć satysfakcji z grania w telenowelach czy serialach, które można oglądać myjąc gary, sprzątając mieszkanie, czy bawiąc się z dziećmi.
Polski show biznes zabija, więc dobrze by był, aby aktor, który kocha swój zawód traktował to środowisko na dystans- tak jak robi to np. Jakub Gierszał, Marcin Kowalczyk, Mateusz Kościukiewicz i jak na razie Sebastian Fabijański. 
        Z PITBULLA Sebastian Fabijański wysuwa się na plan pierwszy, bowiem reszta to normalna szatkownica. Tak szybko wszystko się dzieje, tak dużo jest rewelacyjnych postaci, że człowiek nie jest w stanie cały czas być w tak intensywnym skupieniu. Ten film powinien być serialem, dla Artura Żmijewskiego, który rolą w tym filmie pozwala widzowi na sentymentalną podróż do jego kreacji z PSÓW czy EKSTRADYCJI. Artur Żmijewski w tym filmie został tylko widzom zaznaczony, nie miał szansy w pełni pokazać chorego charakteru swojego bohatera. Ten film powinien być serialem dla Anny Dereszowskiej, dla wspaniałej (można by powiedzieć na równi doskonałej co Sebastian Fabijański) Joanny Kulig, Magdaleny Cieleckiej oraz Alicji Bachledy- Curuś -ona pierwszy raz od filmu TRADE pokazała coś, co można nazwać namiastką aktorstwa. Alicja Bachleda- Curuś po raz pierwszy na ekranie pokazuje, że mogłaby grać silne i bezwzględne bohaterki (nawet taką w stylu Sharon Stone z NAGIEGO INSTYNKTU). To ona jest jedną postacią, która przejmuje pełną władzę nad Remikiem. Ich wielka miłość (niestety wiemy o niej tylko z dialogów, gdyż na ekranie nie widać jej ani trochę) jest tym, co gubi Remika, jego żadne życie doświadczenia nie dystansują od tej miłości, ponieważ on wszystko, co zrobił i robi w filmie robi z myślą o Drabinie i dziecko. Drabina natomiast jest silniejsza od niego, a to co ją spotyka w życiu sprawia, że staje się za twarda-nawet dla Remika. Ale dzięki tej ekranowej parze zobaczyłam jedną z najładniejszych/poetyckich romantyczno-erotycznych scen, choć przez cały film chemii między nimi za cholerę nie ma (ich ekranowe emocje zdecydowanie pokrywają się z opisem relacji poza filmowych- dystans i kontur). Sebastian Fabijański znacznie bardziej wizualnie zgrał się z Joanną Kulig niż z Alicją Bachledą- Curuś. Alicja Bachleda- Curoś ma w sobie dużo sztywności, jest mało naturalna i wydaje się nieprzystępna, dlatego też zapewne trudno z nią na ekranie stworzyć chemię. Joanna Kulig i Sebastian Fabijański są bardziej spójni ze sobą, dlatego  stanowią bardziej wiarygodną ekranową parę. 
Nie wiem na jakiej zasadzie dobiera się aktorów mających zagrać wspólnie parę czy kochanków, czy jest w Polsce taki zwyczaj, że wybrana, potencjalna dwójka aktorów ma wspólnie jakieś próby przed reżyserem, scenarzystą i producentami w celu sprawdzenia ich wzajemnego iskrzenia? Tak jak w PITBULLU para Maja Ostaszewska i Piotr Stramowski to strzał w dziesiątkę- są idealni oraz naturalni we wzajemnie relacjach. Tak w NIEBEZPIECZNYCH KOBIETACH nie jest dane widzowi poczuć wzajemnym magnetyzmem właśnie tej najważniejszej w tej części pary. Sebastian Fabijański idealnie zgrał się ze swoją ekranową partnerką w filmie PANIE DULSKIE, również w serialu BELFER z Aleksandrą Grabowską też emocjonalnie się prezentowali (choć przed Aleksandrą Grabowską jeszcze trochę pracy nad naturalnością w grze). Nawet lepiej mi się patrzyło na absurdalne zestawienie Fabijański- Preis w filmie #WSZYSTKO GRA niż na beznamiętną relację “Cukier”-Drabina.  
          Na Sebastiana Fabijańskiego stawiam moje oczekiwania, liczę na emocje, które mam nadzieję jeszcze popłyną z ekranu za jego sprawą. Trzymam kciuki, aby nie wybrał po BELFRZE i PITBULLU drogi uwsteczniającej, czyli np. jakiejś super produkcji TVN w typie DRUGA SZANSA, czy NA NOŻE (o TVP nawet boję się myśleć). 
Niech wygra w nim Cukier :)  

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie części lub całości informacji, zawartych na stronie w formie elektronicznej lub jakiejkolwiek innej bez zgody autora zabronione.