poniedziałek, 28 listopada 2016

BELFER- ŻYCIOWY EFEKT DOMINA

TEKST ZAWIERA SPOJLERY
Od pierwszego odcinka (a nawet i wcześniej) o serialu Belfer było głośno, każdy, kto lubi dobre seriale chętnie się o tym serialu wypowiadał, praktycznie wszystkie serwisy zajmujące się kinie oraz telewizją musiały o tym serialu wrzucić notę informacyjną.                   Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ w Polsce to nadal rzadkość, aby powstał sensowny autorski (!) serial z precyzyjną intrygą kryminalną.
Mój tekst to nie recenzja, to spostrzeżenia, jakie zrodziły się w mojej głowie po tym serialu. Sam fakt, że chciało mi się po zakończeniu każdego odcinka pomyśleć o nim trochę dłużej, przeanalizować informacje w nim zawarte i zespolić z tym, co już miałam podane wcześniej, jest rzeczą niezwykłą. Dużo polskich seriali ma potencjał, ma ciekawy pomysł, ale zwykle wykonanie jest banalne, proste i powierzchowne. Twórcy boją się “zmuszać” widza do myślenia, do łączenia w logiczną całość “porozrzucanych” wskazówek. Tworząc polskie seriale zakłada się, że są one tworami do tzw. odmóżdżenia, czyli, że widz po całym ciężkim dniu wcale nie ma ochoty jeszcze na wysiłek umysłowy. I jest to ogromny błąd w założeniu ludzi piszących i produkujących seriale. Twórcy powinni obecnie już wiedzieć, że widza bawi i cieszy możliwość angażowania się w fabułę, że widz lubi być zwodzony i zaskakiwany. Jak to wspaniale jest nie chcieć odrywać wzroku od ekranu, aby czegoś nie stracić, czy nie przeoczyć. Jak to wspaniale, gdy trzeba być skupionym i czujnym. Jak to mówił Alfred Hitchcock “film jest zły wtedy, jeśli ktokolwiek z publiczności, chociaż na chwilę może odwrócić oczy od ekranu” a twórcy Belfra dali widzom konieczność skupienia, za co jestem im wdzięczna. Dziewięć tygodni zaciekawienia i zadumy nad intrygą. Dziewięć tygodni podziwiania na ekranie wspaniałych aktorów- znanych i nieznanych, młodych i dojrzałych.
Oczywiście bardzo szybko pojawili się też maruderzy, którzy narzekali na nudę w fabule, wskazywali błędy w produkcji, opisywali swoje zawiedzione nadzieje. Dla nich mam prostą radę- jeśli Belfer jest nudny i słaby niech biorą pióro do ręki i piszą coś lepszego, niech pokażą i udowodnią swoją pracą, że faktycznie można jeszcze podnieś poziom serialowych osiągnięć w Polsce. Łatwo jest krytykować. Choć z drugiej strony pomyśleć można, że od tego są krytycy, aby krytykowali, ale sama też jestem krytykiem filmowym, a jednak umiem dostrzec precyzję oraz nowatorskość w Belfrze. Tygodniowo oglądam ok. 15 różnych seriali oraz ogromną ilość filmów, a śmiało mogę powiedzieć, że Belfer był dla mnie ucztą, cotygodniową przyjemnością, na którą czekałam. Jasne, że można wskazać drobne błędy (tablice rejestracyjne aut w produkcji wskazujące na kompletnie inny obszar Polski niż ten, o którym ciągle wspominają bohaterowie) czy podważyć realność pewnych kwestii, ale to nadal nie dyskredytuje wartości tego serialu.
Zakończenie serialu jest idealne, ponieważ jest realistyczne. Żadnej przesady czy wydarzeń przekraczających możliwości współczesnego człowieka. Na końcu okazuje się, że tak naprawdę nie chodziło o odkrycie kto zabił Asię Walewską, ale raczej jak do tego doszło. Ta kwestia okazała się znacznie ciekawsza, choć oczywiście każdy widz chciał poznać konkretnego sprawcę. Jeśli ktoś jest zawiedziony zakończeniem, gdyż spodziewał się w dziesiątym odcinku całkowitego przewrócenia wydarzeń do góry nogami to jest naiwny. Zmyślność leży tak naprawdę w prostocie. Rozwiązanie mamy pod nosem, w każdym odcinku na nie patrzymy.
W moich przemyśleniach chciałabym się głównie skupić na bohaterach serialu i grających ich aktorach, ponieważ już pierwsze dwa odcinki sprawił, że poczułam się dzięki nim zaczarowana i to trwało aż do samego końca. Och jak ten serial jest pięknie zagrany! Ani grama sztuczność, młodzi, wspaniali, naturalni aktorzy. Fabuła schodzi na plan drugi, choć ten serial dowodzi, że jak się ma dobry mózg jako scenarzysta to z wielu znanych już elementów (Twin Peaks, The Killing, Top of the Lake) można ulepić coś, co już było wcześniej prezentowane, a jednak widz odnajduje tam swoistą oryginalność.
Maciej Stuhr grający główną rolę Pawła Zawadzkiego tylko ugruntował swoją pozycję, status aktorski i dowiódł, że ma nosa do dobrych seriali (serial Glina z jego udziałem należy do moich ulubionych seriali. Widziałam go kilka razy i do dziś nie mogę pogodzić się z faktem, że nie był on kontynuowany). Co prawda Paweł Zawadzki jest postacią raczej daleką od osoby przeciętnego polonisty, ale przecież my nie chcemy oglądać przeciętnych ludzi na ekranie, mamy ich pod dostatkiem dookoła.
Jednak trochę przyćmił Maciej Stuhra i jego bohatera Sebastian Fabijański z kreacją Adriana Kusia. Sebastian Fabijański ma dobry czas- może grać postacie trafione w swoje emploi. To podstawa, aby aktor synchronizował się ze swoim bohaterem, aby tak go sobie wymyślił, żeby na czas grania stać się nim. To daje widzom łatwość zaakceptowania go w całym wymiarze, ponieważ wtedy bohater nabiera realnego kształtu. Adrian Kuś tak naprawdę jest bohaterem stworzonym na istniejących już schematach, albowiem jest to chłopak z małego miasteczka, który ma trudną sytuację rodzinną, dlatego też postanawia coś z tym zrobić. Decyduje, że nie będzie żył tak jak jego matka, ale aby to osiągnąć musi wyjść przed szereg, musi pokazać siłę, której inni się boją pokazać. Musi być bezwzględny i nieugięty w dążeniu do celu, gdyż doskonale wie, że słabość kosztuje utratę autorytetu i przewodnictwa w grupie. Jednak aby nie było tak prosto musi być ktoś w życiu takiego małomiasteczkowego gangstera kto zmiękczy serce widowni w związku z jego brutalnym działaniem. W wypadku Adriana Kusia tym kimś jest jego mały brat Filipek, który jest tą istotą, dla dobra której Adrian Kuś uczyni wszystko. Tę informację o bracie otrzymujemy szybko i już wiemy, że super cwaniaczek z pierwszych scen ma “coś” co jest jego słabością. Wraz z biegiem fabuły okazuje się, że drugą słabością Adriana jest miłość do Julki. Początkowo widz sądzi, że Julka jest tylko jego kolejnym elementem przybliżającym go do lepszego życia. Ale jednak nie, okazuje się, że Adrian Julkę traktuje poważnie, że jest ona dla niego ważna, że bierze ją pod uwagę we wszystkich swoich planach na przyszłość i się z nią liczy.
Adrian Kuś na papierze, jako postać w scenariuszu mógłby się wydać, tak jak już pisałam, schematyczny i oklepany, ale to, że Kuś okazał się jednym z najbardziej lubionych oraz akceptowanych, mimo swoich czynów, bohaterem jest zasługą już samego aktora. To jak aktor ożywi z kart scenariusza swojego bohatera wpłynie na to, jak go będzie publiczność odbierać. Sebastian Fabijański miał dobry pomysł, dobrze wyważył Adriana, jego zachowanie, postępowanie i osobowość. Sebastian Fabijański musiał odnaleźć z tym bohaterem płaszczyznę “porozumienie”, albowiem jest w tej kreacji wdzięcznie naturalny. To jest właśnie rolą aktora, żeby z prostej postaci uczynić przyciągającą i skupiającą uwagę publiczność. Sam aktor ma w sobie coś, co daje mu pierwszeństwo w patrzeniu na niego, kiedy pojawia się na ekranie. Gdy w 8 odcinku (kluczowym dla tego bohatera) prowadzi rozmowę na ciemnym placu zabaw z Pawłem Zawadzkim to Adrian jest tym, który przejmuje kontrolę i uwagę. Adrian Kuś jest drugoplanową postacią, ale to nie ma żadnego znaczenia, bowiem czasem drugoplanowe, a nawet epizodyczne role zostają w pamięci widza dłużej niż główni bohaterowie, ponieważ wnoszą ze sobą albo świeżość, albo oryginalność, albo niepokój połączony z ekscytacją. Adrian Kuś jest nieprzewidywalny (choć niestety z bólem serca od połowy 8 odcinka łatwo przewidzieć kres jego historii), a przy tym fascynujący dla widza. On także w 8 odcinku, jako jedyny szczerze wskazuje Pawłowi Zawadzkiemu bezsens jego decyzji sprzed 17 lat. Kuś ma swoje priorytety i dla nich żyje oraz działa. Jest pewny swojego, ale co dziwne, niestety, wtedy kiedy nie trzeba zaczyna kierować się sercem i to go gubi.
U aktora liczy się całokształt w kreowanej postaci- jak mówi, jak chodzi, jak wygląda, jakich gestów używa. W kreowaniu takiego bohatera jak Kuś znaczenie ma każdy szczegół i dlatego ważne są detale, z jakich konstruował tego bohatera Sebastian Fabijański. Gesty (palenie, okulary, spojrzenia pod “zawadiackim” kontem), świetnie zaobserwowane i wygrane są przez aktora przynależne do takich typków “przyruchy”(niby dla aktorów przyruchy są nie wskazane, ale jednak czasem przy budowaniu postaci okazują się idealnym rozwiązaniem), rzecz jasna styl ubrania też się liczy (choć szkoda, że cały czas postać jest tak samo ubrana aż do 8 odcinka oraz ma CIĄGLE napchane kieszenie w spodniach jakimiś przedmiotami- powoduje to dysproporcję sylwetki) i oczywiście muszą być tatuaże (choć tatuaż z ramienia słabo się wpisuje w obecne trendy. On nie współgra z tym na dłoni i na przedramieniu- ale to taki mało znaczący detal, raczej niezauważalny dla przeciętnego widza).
Doskonale z postacią Adrian połączeni są Kijana (Kamil Mróz) i Szrek (Wojciech Czerwiński), niby są jego wspólnikami, ale to Adrian jest ich niepisanym szefem. Co ciekawe te postaci nie są bezwolnymi marionetkami w rękach Adriana, nie są tylko mięśniakami ślepo wykonującymi jego polecenia. Oni też potrafią sam coś zorganizować, wydawać polecenia, jak również odcinać się słownie Adrianowi. Sprawiają wrażenie jakby wierzyli, że są na równorzędnej pozycji względem Kusia, choć nie przewidują biegu wydarzeń tak dobrze jak Adrian.
Jeśli chodzi o postać Adriana to odrobinę twórcy przesadzili z fikcyjną strzelaniną, jak również z ucieczką z więzienia (to podobny stopień absurdu jak “bezszkodowa”, spontaniczna wyprawa Pawła Zawadzkiego do Kaliningradu).
Natomiast przejmująca jest ostatnia scena z udziałem żywego Adriana, która automatycznie przekierowuje uwagę z Adriana na Jaśka. Do sceny morderstwa Jasiek był tylko kimś, kto próbuje wkupić się w łaski Kusia i jego ekipy lub kimś, kto chce “znaleźć coś” na Kusia, jakoś mu udowodnić, że go nie docenił, że umie być bardziej stanowczy niż Kuś. Gdy Adrian pyta go “zabiłeś kiedyś kogoś” Jasiek bez słowa i praktycznie bez wahania oddaje czysty strzał w środek czoła. Tu następuje zmiana myślenia o Jaśku, to on okazuje się jednak bardziej nieobliczalny i nieprzewidywalny niż Kuś. Jasiek może być też bardziej niebezpieczny, ponieważ nie ma nic pozytywnego w swoim działaniu, poza chęcią zdobycia pozycji i przebiciem ojca w szybkości zarobienia dużych pieniędzy. Mateusz Więcławek po raz kolejny pokazał, że aktorstwo jest jego darem, talentem i że czeka go ciekawa droga w tym zawodzie. Bardzo dobrze się na niego patrzy, w jego grze nie ma fałszu. Jasiek w jego wykonaniu jest najmocniejszą postacią z licealistów. Jego relacje z siostrą bliźniaczką są wręcz absurdalne. A może tak naprawdę jest biednym “małym” chłopcem, który za wszelką cenę pragnie aprobaty ojca, który na swojego wspólnika wybiera starszego syna, a Jasiek jest na marginesie? Jasiek jest bezczelny i okrutny, nie ma litości nawet dla siostry.
Tymczasem Julka jest postacią niepozorną, z odcinka na odcinek poznajemy ją bardziej i do 8 odcinka jesteśmy przekonani, że jedynym jej celem jest być z Adrianem, że nic i nikt ją nie interesuje, ponieważ kwestia miłości determinuje jej działania. Aleksandra Grabowska, która zagrała Julkę nie ma jeszcze chwilami w sobie lekkości kreowania postaci, często brak jest naturalności, jest wiele scen, w których nie wtapia się, widać jak gra (zwłaszcza w scenach dramatycznych) i że nie jest to dla niej jeszcze naturalne zachowanie. Nie mniej jednak trzeba dziewczynie dać szansę- każdy jakoś zacząć musi, a jak na debiut dobrze się spisała. Jej plusem jest to, że za partnera dostała Sebastiana Fabijańskiego, relacja pomiędzy Kusiem, a Julką pomogła zatuszować drobne braki aktorskie.
Zdecydowanie na podziw i uznanie zasługuje Grzegorz Damięciki i jego Grzegorz Molenda. Molenda jest postacią doskonałą, wielowarstwową. Aktor skonstruował tą postać w taki sposób, że jest ona kameleonem- dopasowuje się do towarzystwa i otoczenia, w którym się znajduje. Choć cały czas czuć, że trzeba zachować przy nim roztropność, że pod maską spokoju i opanowania kryje się bezwzględny gangster. Ładny garnitur, nienaganna fryzura, dobrze dobrane słowa, to tylko przykrywka. Molenda ma manię kontrolowania. Musi być wszystko tak jak on zaplanował, ludzie mają robić to, co on chce, bo inaczej nie waha się być bezlitosny (nawet względem swojej córki). Jedną jego słabością okazuje się zamordowana Joanna Walewska- co ona w sobie takiego miała, że nawet ktoś taki jak Molenda mógłby porzucić swoje plany i swoje decyzje?                                                                                               Aktor dobrze wymyślił sobie motyw z żuciem gumy przez Molendę, bowiem dodaje to tej postaci luzy i nonszalancji. Przeżucie gumy to też możliwość zastosowania na kilka sekund pauzy nim padną dalsze słowa z jego ust. Świetny atrybut tej postaci.
Trochę dziwnie dobrano mu syna z pierwszego małżeństwa, ponieważ Sebastian (Cezary Łukaszewicz) jednak nie wygląda na syna Grzegorza- różnica wieku (nie tylko realna) wydaje się niewiarygodna do takiej relacji, jaka został im stworzona w Belfrze.
Grzegorz Damięcki zostanie w moje głowie na długo i cieszy mnie to, bo postać Moledny to dobrze stworzony bohater, choć nie jemu się kibicuje.                                                                                                                   To on jest też tą postacią, która w całej intrydze traci najwięcej i okazuje się, że gdyby nie był tak zaborczy wszystko wyglądałby inaczej.
Świetna jest też rola Pawła Królikowskiego- tego aktora cenię od serialu Pitbull (w nim odrodził od nowa). Aktor ten zwykle jest w swoich rolach rzetelny i prawdziwy, doskonale umie oprzeć swoją rolę na dialogu, a w Belfrze dialogi napisane są z sensem, precyzją i wyczuciem. Paweł Królikowski świetnie to wykorzystuje.
Łukasz Simlat jak zawsze idealnie odnalazł sposób na swojego bohatera, na sportretowanie pana od WF-u. Właśnie takie jest schematycznie myślenie o panu od WF-u (zwłaszcza jak uczy dojrzewające dziewczyn) – dwuznaczne żarty i docinki, niestosowne spojrzenia. Prawie do samego końca towarzysz mu aura napalonego zboczeńca, ale ona też okazuje się maską. To jest świetnie w Belfrze, że większość bohaterów jest niejednoznaczna, że następują chwile, kiedy muszą zdjąć maskę, aby pokazać siebie, aby się ratować. Łukasz Simlat to czołówka polskiego aktorstwa, on nawet grając w mało ambitnej Brzyduli umiał stworzyć bohatera do zapamiętania. Cenię go za wiele kreacji, choć tą, za którą go pokochałam jako aktora to kameralna postać Jacek z filmu Magdaleny Piekorz Zbliżenia (niby film o kobietach, a jednak to bohater Łukasza Simlata oddziałuje najbardziej).
Nie można pominąć w zachwycie nad postaciami i aktorami Krzysztofa Pieczyńskiego. Przez ostatni czas Pieczyński widzom może się raczej kojarzyć jako człowiek, który pnie do tego, aby Polska była krajem laickim, z człowiekiem który miesza się w politykę i kościół. Aktorstwo zeszło na plan dalszy, a szkoda, ponieważ Krzysztof Pieczyński to wielce utalentowany, powiedziałabym wybitny aktor. Rola Lesława jest udowodnienie mojego twierdzenia. Zabawne jest też to w związku z Krzysztofem Pieczyńskim, że równocześnie z Belfrem nadawany w telewizji jest inny serial, w którym ten aktor gra jedną z głównych ról. Jest to serial Komisja Morderstw (ku mojemu zaskoczeniu nadawana w TVP1). Rola Pieczyńskiego w tym drugim serialu jest nijaka, jego bohater z Komisji Morderstw jest podstarzałym playboyem, który nie może poradzić sobie z przeszłością. Ta postać byłaby do zagrania w mocny i wyrazisty sposób, ale sam serial poza dobrym pomysłem jest wykonany banalnie i powierzchownie, a tym samym aktorzy nie otrzymali szans, aby odpowiednio skonstruować swoich bohaterów. W związku z tym cieszę się, że Krzysztof Pieczyński mógł ponownie pokazać swój warsztat i umiejętności tworząc Lesława – redaktora-alkoholika z zapyziałej gazetki. Mam wrażenie, że nie wszystko o nim się dowiedzieliśmy, że widz nie uzyskał pełnej wiedzy o tym bohaterze z tragiczną przeszłością. Samobójcza śmierć Lesława jest najbardziej przykrym elementem 9 odcinka i nawet powolne ujawnianie mordercy Walewskiej nie przejmuje tak jak starta tego bohatera. Tak samo, jak druzgocze śmierć Kusia, tak i Lesława- dwie kompletnie niepotrzebne śmierci. Krzysztof Pieczyński znakomici gra mimiką i ciałem- jego bohater jest bardzo fizyczny.
Józef Pawłowski, Paulina Szostak, Malwina Buss, czy Jakub Zając dołączają do grona postaci oraz aktorów, którzy dają dowód na to, że w Polsce brak tematyki związanej z młodzieżą, ich problemami, sprawami, dylematami. Filmy Sala Samobójców, Obietnica czy Baby Bluse, a teraz Belfer jednoznacznie pokazują, że tego typu tematy są pożądane i byłoby na nie zainteresowanie.
Paulina Szostak, czyli nasza Lady Makbet można ją po ostatnim odcinku określić mianem bohaterki idealnej. Może to, że aktorzy mieli tekst wydzielany kawałkami, a może jej naturalny dar sprawił, że jest ona idealna do zaprezentowanej intrygi. Dopiero 10 odcinek odkrywa kim jest naprawdę, a co gorsza, patrząc na nią możemy widzieć wielu ludzi z naszego otoczenia. Tak jak postępuje Ewelina, postękuje wielu ludzi, w taki sposób jak ona wiele osób toruje sobie obecnie drogę do osiągnięcia własnych celów i nie wiedzą w tym nic złego.
Belfer uświadamia prawdę dzisiejszych czasów, dlatego można go uznać za doskonały serial na teraz i tu.
Na koniec zostawiłam Patryka Pniewskiego, ponieważ nie wiem kto, czy może on sam, zrobił wokół siebie aurę gwiazdora. Chłopak dopiero zaczyna swoją przygodę, głównie z telewizją, a już upaja się sam sobą – szkoda, gdyż często bywa tak, że zbyt głośna prywatność przenika do sfery zawodowej i działa na jej niekorzyść. W Belfrze chłopak jest umiarkowany w swojej kreacji, dlatego dobrze byłoby, aby sodówkę zostawił sobie na czasy, gdy coś osiągnie. Bycie popularnym nie jest udowodnieniem posiadania talentu.
W całości niknie zarówno Magdalena Cielecka (niepotrzebny wątek romansu z Pawłem), Piotr Głowacki (pierwsze odcinki świetnie, a potem znika), Robert Gonera czy Aleksandra Popławska. Postać Katarzyny granej przez Magdalenę Cielecką jest niekonsekwentna, zwłaszcza w swojej postawie wobec męża. Raz się boi, raz bez wahania stawia mu czoła, taka huśtawka bez większego znaczenia.
Najsłabszym elementem Belfra jest pojawianie się wątku CBŚ i postać Radosława Kędzierskiego. Ta postać jest słaba, przecież przeciętny widz zadałby więcej wnikliwych pytań niż on, zwykły widz domyśliłby się więcej niż on. Kompletnie absurdalne jest jego zachowanie, gdy spotyka się z Pawłem w kawiarni, jak nauczyciel już mu wskazał miejsce zbrodni. Inspektor CBŚ, a zachowuje się często jak nowicjusz.
Trochę twórcy przegapili kwestę kostiumów- bohaterowie nieustanie są tak samo ubrani.
Również podtytuł serialu był niepotrzebny- “śmierć nie czeka na przerwę”- jak z taniego horroru klasy D 🙂
Oczywiście nie byłoby całego sukcesu bez scenarzystów, którzy swoją wcześniejszą pracą i w teatrze i warstwie literackiej dali się poznać, wzbudzili zainteresowanie i ciekawość.
Natomiast reżyser Łukasz Palkowski już miał okazję pokazać, że historie poprowadzone przez niego potrafią skupiać uwagę. Łukasza Palkowskiego osobiście poznałam przy jego wybornym debiucie fabularnym w 2007 roku (Rezerwat). Był wtedy młodym, wesołym i spontanicznym człowiekiem, którego debiutancki sukces mógł się wydawać tylko szczęściem nowicjusza. Jednak dostał szansę na udowodnienie, że czuje warstwę filmową idealnie. Otrzymał szansę realizacji innych projektów w telewizji i w kinie, co pozwolił mu się świetnie rozwinąć, a widzowie dzięki temu mogą oglądać coraz lepsze produkcje. Oby to trwało.
Godna podziwu jest strategia marketingowa, jaką zaplanował Canal +  w związku z tym serialem. To jak podsycali atmosferę i zainteresowanie widzów na długo przed emisją jest godne naśladowania przez innych producentów. Wczoraj przed finałem sezonu facebook aż huczał, prawie każdy, kto oglądał ten serial zadawał na swoje tablicy to samo pytanie, czyli “kto zabił Asię Walewską”. Napięcie i wyczekiwanie, które również ogarnęło gwiazdy takie jak np. Robert Lewandowski, było czymś, co się nie często zdarza w polskiej telewizji. Śmierć Asi Walewskiej była na ustach widzów przez 9 tygodni (a nawet i dłużej). Doskonała strategia, poparta świetną produkcją.
Nie bardzo rozumiem tylko, po co podstawienie sezon drugi serialu. Nie lepiej napisać coś nowego? Równie dobrego? Na próbie “jechania” na rewelacyjnej opinii pierwszego sezonu przewieźli się np. twórcy amerykańskiego serialu True detective.
Canal + daje szanse i wierzy w myślącego widza. Tak jak serialem Krew z Krwi pokazali, że można mocno oraz konkretnie potrząsnąć widzem, tak i teraz Belfrem to powtórzyli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz